Wojna światów

Wszystko zaczęło się niewiele ponad rok temu kiedy poległ pierwszy telefon...
Siedziałam na korytarzu czytając książkę i jak to ja miałam włączoną muzykę na słuchawkach. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie fakt, że byłam dość mocno zdenerwowana, a ja w takim stanie rzucam tym, co mam akurat pod ręką. Pech chciał, że był to akurat Sony Ericsson walkman (wersja z ekranem dotykowym); ekran praktycznie się rozsypał. Szczerze mówiąc to kochałam ten telefon, bo był jedynym, który miał tak dobry głośnik, a jednocześnie był głośny na słuchawkach. Jednak mniejsza o parametry. Gorsze jest to, że był to prezent. Do tej pory zastanawiam się czemu rzuciłam telefonem zamiast książką.
Duża siła, podłoga i duża siła to zdecydowanie złe połączenie. Najśmieszniejsze, że obiecałam sobie, że nie rozwalę już żadnego telefonu... Później przez chwilę miałam Nokię, jednak nie trwało to długo, ponieważ zaczął wypadać klawisz p, a ja w swym przebłysku mądrości postanowiłam go przykleić
.
.
.
.
super glue O.O
Nie polecam sklejania klawiatury w ten sposób.
Następnie przez jakiś czas musiałam sobie radzić z Samsungiem, nie powiem Wam jaki model, bo sama zwyczajnie nie pamiętam, jednak po przejściach z Nokią uparłam się, że muszę mieć android, bo innego systemu nie zniosę. Jakoś ten czas przetrwałam. W wakacje zamówiłam Umi Rome X. Czekałam na przesyłkę prawie miesiąc, ale opłacało się. Android lolipop, ekran 5,5 cala, złota obudowa, przedni aparat 5mpx z lampą błyskową i tylni 13mpx i inne całkiem spoko parametry warte były swojej ceny. Jednak zabawa trwała do grudnia kiedy to posypał się właśnie on. Żeby było śmieszniej stało się to w tym samym okresie czasowym, co rok wcześniej, prawie w takich samych okolicznościach, z tą różnicą, że Umi poleciał z całej siły na biurko, w którym teraz jest dziura w lakierze. Uderzył tak mocno, że w większości był do wymiany, bo została z niego tylko płyta główna i tylna część obudowy, ekran i inne drobiazgi umarły.
Największe zdziwienie czekało mnie przy rozkładaniu żeby sprawdzić co da się uratować. Po zdjęciu obudowy wszystko wydaje się całkiem normalne, lecz po odkręceniu śrubek telefon nadal się trzyma. Co tu jest nie tak? Dokładnie sprawdziłam z każdej strony czy nie została jakaś mała śrubka. Nie znalazłam nic. Podważyłam jeden z elementów. Nic nie blokowało części poza... taśmą. Tak, telefon składany na taśmę. Trudno było ją oderwać tak by nic nie uszkodzić.
Jednak telefon ogólnie jest do odratowania. Aktualnie czekam na części, które mam nadzieję, powinny niedługo być.
Mimo wszystko jednak wyniosłam z tego pewną lekcję. Wiem, że choćby nie wiem, co, nie zniszczę już żadnego telefonu. Chociaż, pękłam ekran w moim poprzednim telefonie, który teraz mam chwilowo dopóki nie odzyskam Umi. Na szczęście pęknięcie jest tylko pęknięciem, a ekran działa. Po złożeniu Umi nie rzucę już więcej telefonem. Zbyt wiele nerwów mnie już kosztowały. W sumie pieniędzy też. Części do Umi kosztowały mnie prawie tyle, co telefon. Śmieszne, że musiałam zniszczyć telefon moich marzeń żeby nauczyć się nie rozwalać telefonów.

Rada: nie dotykajcie telefonów kiedy jesteście zbyt mocno zdenerwowani.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
Blogger Templates